Radek Kirschbaum napisał(a):nie bardzo rozumiem, jakim cudem rozbudowana obrona w miejscu miała być tarczą na blitzkrieg. to koncepcja nader chybiona, bo przeciez żeby uzbroić kilkaset batalionów ON w broń ppanc (co wyklucza ich działanie partyzanckie, bo ta broń i jej zaplecze trochę ma masy) i zapewnic im autonomie potrzeba by o wiele więcej kasy niz na armie liniową..
Obrona Terytorialna, czy też w warunkach 39 Obrona Narodowa jest zdecydowanie tansza niz normalne wojska operacyjne. Wystarczy im tylko bron reczna, amunicja, sprzet transportowy sie rekwiruje. Zaopatrzenie zapewnia miejscowa ludnośc. Ich atutem jest znajomosc i wykorzystywanie terenu. A karabiny przeciwpancerne, granatniki i moździerze byłyby napewno tansze niz rozbudowywana Marynarka Wojenna, która we wrzesniu 39 i tak nam niewiele pomogła... Karabiny mielismy, nawet sam Hitler stwierdził, że gdyby Polacy mieli wiecej broni ppanc, to Niemcy by przegrali, ale co z tego skoro ze względu na "tajnosc" żołnierze nie byli przeszkoleni do korzystania z karabinów przeciwpanecrnych.
Radek Kirschbaum napisał(a):To co pokazała druga wojna to tyle, że ten kto był bardziej manewrowy - ten wygrywał, przykładów na to bez liku. Na tym polegał tez blitzkrieg, że mobilność jednej jednostki zmotoryzowanej dawała jej moznosc pojawiania się niejako "w kilku miejscach na raz", czego jednostak piechoty nie mogła zrobić. .
Tylko co z tego że armia sie wdziera wgłąb terytorium???Nieprzyjaciel musi je opanowac, utrzymac. Totalnie rozbite panstwo polskie potrzebowąło czasu aby powstała armia podziemna, wiazaca ogromne siły niemieckie. Tak samo Rosjanie i Jugosławianie wiazali ogromne niemieckie ugrupowania. To uszczupla mozliwosci nieprzyjaciela, podkopuje morale i wykancza gospodarkę. Współczesnie wystarczy pokazac przykład Czeczeni czy b. Jugosławii czy Wietnamu albo Iraku. Najlepsza armia uderzeniowa i manewrowa ugrzeznie w obszarze nasyconym bojownikami działającymi nieregularnie.
Radek Kirschbaum napisał(a):Trudno dyskutować z argumentami natury dyplomatycznej o tyle, że Polska zupełnie fatalnie ułozyła się ze wszystkim sąsiadami, ale to z kolei było konsekwencją tego że to Państwo świezo co musiało wywalczyć sobie przestrzen do życia, wlasnie kosztem sąsiadów.
No i jeszcze jedno, ów argument złego ugrupowania armii w 1939 - było fatalne, ale wymuszone było niepewną sytuacja polityczna, szczególnie po losie jaki spotkał Czechosłowację, Kłajpede, Austrię. Chodizło o to żeby wojne o Gdańsk, zamienic w wojne o kształt Europy, żeby pokazać, że Polska walczy i broni się. Kiedy sie przeanalizuje wojnę w 1939, to widać że w dniach 1-3 wrzesnia postepy Niemców nie były wcale takie wielkie jakby sie zdawało, na podstawie tej wiedzy alianci podjęli decyzje o wypowiedzeniu wojny. I o to chodziło.
Ten cel startegiczny osiągnięto, ale za cenę całej reszty.
Nadal się upieram, że z Andresem idącym ze wschodu, Sikorskim u władzy i Grotem w kraju rok 1944 mógł wyglądać zupełnie inaczej.
Co do dyplomacji, polecam Górskiego, bezlitosnie krytykuje Becka i wypunktowuje błędy.
Co do Andersa, Grota i Sikorskiego - zgadzam sie w pełni. Ja czytałem kiedyś w "Strategii i taktyce" artykuł - wizja zwycieskiego wrzesnia 39 - Rydz-Smigły ginie w wypadku samochodowym wiosną 39, Kutrzeba zostaje Wodzem Naczelnym. Niemcy dostają w dupę (Powstanie w Łodzi rozpetane przez Legię Akademicką hehe) a Polska zostaje mocarstwem.
Ale żeby byc mocarstwem albo bezpiecznym panstwem to trzeba myslec
Nadal uwazam ze "gdybologia" ma sens, bo pobudza "szare komórki" i zmienia utarte schematy. Chocby ten, ze w 39 zawiedli sojusznicy i z Niemcami nie mielismy szans.
Pozdrawiam