Strona 3 z 4

PostNapisane: kwietnia 23 2008 - 01:42:35
przez gad44
Chłopak do koleżanki na jakimś wiejskim festynie: - Zatańczymy?
Ona: Nie.
On: No e, no we, no cho no! (no ej, no weź, no chodź no)

:D

PostNapisane: kwietnia 24 2008 - 21:49:37
przez Panna A.
eo napisał(a):Co do tej filozofii to też nie sądzę aby szkoła średnia była dobrym miejscem. Studia, tak ale liceum? Z całym szacunkiem ale nie sądzę abyśmy posiadali tylu wykształconych pedagogów, powodowałoby to tylko jakieś wykarykaturzenie, "panie od polskiego" ze skryptów z ministerstwa po kursie przyśpieszonym. E niee. Toż to tylko się zrazić na całe życie można. Poza tym moim zdaniem do to filozofii trzeba dojrzeć, dorosnąć co by zrozumieć ( lub bardziej prawdopodobne niezrozumieć :D ).

Matematyka. Tak. To jest podstawa.


Też o tym myślałam. Tylko, że studia filozoficzne (tu wierzę na słowo starszym kolegom) są jednymi z najtrudniejszych studiów w ogóle, stąd nadzieja, iż niekompetentne "panie humanistki" nie ukończyłyby ich z szerokim uśmiechem i nie zaczęłyby degradować wywodów Spinozy, Kanta czy Scrutona do mgławicowych rozważań o ludzkiej doli, które na dodatek (i o zgrozo) "zmuszają do refleksji". ;)
Ja osobiście mam wspaniałego nauczyciela i te dwie godziny w tygodniu naprawdę dają mi więcej, niż tygodnie nauki jakiegokolwiek innego przedmiotu.


CZŁOWIEK - ŁOŚ napisał(a):Oczywiście, że z odpowiednim nastawieniem uczniów - kosmosem byłoby katować ludzi o zainteresowaniach biologiczno-chemicznych choćby Kantem czy Leibnizem. Ja się do ostatniej klasy liceum musiałem uczyć o retikulum endoplazmatycznym i wodniczkach - i to jest mniej więcej symetryczny przykład ;)


W moim liceum filozofia (rozszerzona podobno) jest obowiązkowa tylko dla klas humanistycznych. Zdroworozsądkowo. Przerażające jest zaś to, że ludzie, którzy z zasady i wyboru powinni się nią sami interesować, zaszczycają ją niejednokrotnie bardzo niecenzuralnymi wyrazami, co stanowi jeszcze jeden element szkolnej mozaiki absurdu ;)

A co do biologii - osobiście uważam nawet 2 licealne lata jej nauki za 2 lata jej nauki za dużo. Rozumiem - podstawa, ogólne pojęcie o problemie, by móc w jakimś stopniu orientować się w świecie. Ale na całą resztę po prostu mi szkoda własnej pamięci ;)

Trzeba przywrócić czteroletnie liceum i tyle.
Ja osobiście czuję się pokrzywdzona.

I jak powiedział pewien poeta o korzeniach lubelskich i sercu krakowskim: "To wszystko na ten temat".

PostNapisane: sierpnia 27 2008 - 19:24:46
przez Beata
Przepraszam, że odgrzebuję stary temat, ale bardzo mnie on zainteresował z racji zawodu mojego przyszłego ;)
Odkąd poznałam płytę "Powstanie Warszawskie" jestem przekonana, że jeśli kiedyś trafię do szkoły, to moje dzieciaki będą się uczyły o Powstaniu razem z Lao Che. I chciałabym obronić trochę ten pomysł, bo widzę, że sporo osób jest przeciwnego zdania i chcę pozbijać co niektóre argumenty ;)

Po pierwsze - nie wiem, czy swoją przygodę ze szkoła większość z Was już skończyła czy jest w trakcie, ale widzę u Was rozczarowanie i znudzenie dosyć starymi metodami nauczania. Nam kładą do głowy, żeby wykorzystywać wszelkie metody, byle do uczniów trafić z wiedzą. A już najbardziej wychwalają "uczenie przez przeżywanie". Czy takiej płyty się nie przeżywa? Właściwie wiadomości nt. PW w szkole to data i przyczyny wybuchu i data upadku, liczby ofiar i zniszczenia, a uczeń tego i tak nie zapamięta, jeśli się go trochę abrdziej emocjonalnie nie nastawi. Ja wolałabym podstawowe informacje wyłożyć w 10 minut, a pozostałe pół godziny poświęcić na przynajmniej kilka piosenek, które stworzą nastrój, przybliżą postacie powstańców - którzy ze strachu "w portki rżną" i którym nawet na barykadzie "lać się chce" i które zainteresują uczniów tematem Powstania. Bo o to w nauczaniu historii chodzi, żeby zmotywować do samodzielnych poszukiwań, czytania, stawiania pytań, MYŚLENIA. No nie mam racji z tym pomysłem na lekcję?

Dodam jeszcze, że na studiach w ramach warsztatów i praktyk wykorzystywaliśmy też inne utwory, jakby mniej oczywiste do wykorzystania na lekcjach, np.: "Lewy czerwcowy" czy "100 000 000". I jakoś się dało :)

Po drugie - Lao Che na lekcjach polskiego - dlaczego nie? Wiem, że wielu lekcja polskiego kojarzy się z narzucaniem przez nauczyciela "jedynej słusznej" interpretacji, którą zresztą sam poznał w liceum, ale naprawdę nie zawsze to musi ta wyglądać. Dobry nauczyciel potrafi tak się "zabawić" tekstem, że pobudza uczniów do tworzenia włąsnych koncepcji. Taka lekcja mogłaby przebiegać podobnie ajk wątki o interpretacji utworów na tym forum ;) A testy Lao Che, nie tylko z "Powstania" są wdzięcznym polem do takiej intelektualnej zabawy, dzięki ilości cytatów, zapożyczeń.
Poza tym uważam, że obecnie nie docenia się muzyków w ogólności. Wielu przecież tworzy teksty nie gorsze od wierszy pubikowanych w podręcznikach do polskiego. Za kikadziesiat lat niektórzy tekściarze będą stawiani w peirwszym rzędzie z takim właśnie Baczyńskim czy Tuwimem.

PS: I nie wstydziłabym się przekleństw w tekstach. Nauczyciele też znają słowa na k.... ;)

PostNapisane: listopada 28 2008 - 14:33:30
przez robolitos
Brawo pani beatko. Jako przyszła nauczycielka świetnie pani załapała problem , tak trzymać. W tak trudnych tenatach nie można nauczać przez liczby i dane historyczne, tu trzeba przez SERCE a zainteresowanie samo zakwitnie. Nłodzi ludzie nie są na tyle skażeni aby nie potrafić odczuć cierpienia oraz poświęcenia tych ludzi. Dlatego też ta forma w tym temacie jest najleprzym sposobem na pokazanie tematu, bo co jak nie muzyka wpływa na uczucia lepiej niż ona?

PostNapisane: grudnia 2 2008 - 22:31:08
przez Clelia
Na praktykach studenckich z języka polskiego moja koleżanka-podczas tematu o "Pamiętniku z Powstania Warszawskiego"-puściła Godzinę W i jeszcze chyba ze dwie piosenki z tej płyty. Nie omawiała ich, nie prosiła ani nie robiła żadnej "jednej słusznej interpretacji". Po prostu puściła. Nauczycielka po lekcji chała się koniecznie dowiedzieć wszystkiego o Lao, a komentarz ucznia 3 kl gimnazjum po lekcji: "to była najbardziej zaje...lekcja jaką miałem kiedykolwiek". Uczeń ten do tej pory na każdej lekcji przeszkadzał i trudno było się z nim w jakikolwiek sposób dogadać.

a co do wypowiedzi Beaty, to mogę się pod nią tylko podpisać obiema rękami i jeszcze nogą ;-)

PostNapisane: grudnia 2 2008 - 23:05:43
przez gad44
Clelia napisał(a):komentarz ucznia 3 kl gimnazjum po lekcji: "to była najbardziej zaje...lekcja jaką miałem kiedykolwiek". Uczeń ten do tej pory na każdej lekcji przeszkadzał i trudno było się z nim w jakikolwiek sposób dogadać.


Tak... Nauczycielka po usłyszeniu słów ucznia bezradnie rozłożyła ręce, a cała klasa się roześmiała. Niesforny uczeń dopiero po chwili zrozumiał, że użył niecenzuralnego słowa przy pani nauczycielce i po chwli zczerwieniał cały i przyłączył się do śmiechu klasy.
Jednak od tamtej pory niesforny uczeń przeżył totalną metamorfozę - zaczął odrabiać lekcje i udzielać się na lekcjach. Zrozumiał, że to co naprawdę się liczy to wiedza.
Teraz minął już rok od tamtych wydarzeń, niesforny uczeń dostał się do najlepszego liceum w swoim mieście do klasy o profilu humanistycznym. Często mówi, że jak dorośnie chce zostać pisarzem.

PostNapisane: grudnia 2 2008 - 23:11:25
przez nati
gadzie44 rozjebałeś mnie! :mrgreen:

PostNapisane: grudnia 3 2008 - 01:24:50
przez gad44
Po prostu Clelia opowiedziała historię "szytą grubymi nićmi" jak to mówi mój kolega :D

PostNapisane: grudnia 3 2008 - 10:27:19
przez PoQsa
dlaczego zaraz szytą grubymi nićmi? po co ironizować:)

za moich szkolnych czasów miałam chłopaczka z poprawczaka w klasie i zdarzyło się kilka razy, że wczuł się w lekcję, zwłaszcza jeśli była prowadzona niekonwencjonalnie. nie brońmy im takich uczuć. co nie znaczy, że ten nasz Marcin od razu stał się wzorowym uczniem...

PostNapisane: grudnia 3 2008 - 18:16:05
przez gad44
PoQsa napisał(a):nie brońmy im takich uczuć.


Nikomu, niczego nie bronie.

PostNapisane: grudnia 3 2008 - 18:28:11
przez CZŁOWIEK - ŁOŚ
:lol: Gad44, „znajdź dla mnie radę, Wuju”!

PostNapisane: grudnia 4 2008 - 14:57:01
przez Clelia
gad44 napisał(a):
Clelia napisał(a):komentarz ucznia 3 kl gimnazjum po lekcji: "to była najbardziej zaje...lekcja jaką miałem kiedykolwiek". Uczeń ten do tej pory na każdej lekcji przeszkadzał i trudno było się z nim w jakikolwiek sposób dogadać.


Tak... Nauczycielka po usłyszeniu słów ucznia bezradnie rozłożyła ręce, a cała klasa się roześmiała. Niesforny uczeń dopiero po chwili zrozumiał, że użył niecenzuralnego słowa przy pani nauczycielce i po chwli zczerwieniał cały i przyłączył się do śmiechu klasy.
Jednak od tamtej pory niesforny uczeń przeżył totalną metamorfozę - zaczął odrabiać lekcje i udzielać się na lekcjach. Zrozumiał, że to co naprawdę się liczy to wiedza.
Teraz minął już rok od tamtych wydarzeń, niesforny uczeń dostał się do najlepszego liceum w swoim mieście do klasy o profilu humanistycznym. Często mówi, że jak dorośnie chce zostać pisarzem.



czy ja napisałam, ze taki był dalszy ciąg tej historii? nie. komentarz usłyszałam ja, na korytarzu, jak mówił to do swoich kumpli, gdy szli na na kolejnego papierosa.
Gadzie, historia jest prawdziwa. a możesz wierzyć lub nie.

PostNapisane: grudnia 4 2008 - 17:10:25
przez adelka
czy ja napisałam, ze taki był dalszy ciąg tej historii?


Wtedy to bym się dopiero śmiała.


za moich szkolnych czasów miałam chłopaczka z poprawczaka w klasie i zdarzyło się kilka razy, że wczuł się w lekcję


Niewiarygodne.



co wy na tym forum wszyscy tacy spięci

PostNapisane: grudnia 4 2008 - 21:23:49
przez PoQsa
adelka napisał(a):
za moich szkolnych czasów miałam chłopaczka z poprawczaka w klasie i zdarzyło się kilka razy, że wczuł się w lekcję


Niewiarygodne.




wyobraź sobie, że dla nas to było niewiarygodne :lol:

PostNapisane: grudnia 4 2008 - 22:04:30
przez gad44
Clelia napisał(a):komentarz usłyszałam ja, na korytarzu, jak mówił to do swoich kumpli, gdy szli na na kolejnego papierosa.


Jednym słowem niezły gagatek z tego chłopaka.

Clelia napisał(a):Gadzie, historia jest prawdziwa. a możesz wierzyć lub nie.

Nie wierzę, chociaż po głębszym zastanowieniu właściwie mnie to nie obchodzi.

Ale przecież nie ma się co spinać za bardzo.