przez gad44 » lipca 19 2014 - 10:58:39
Gdybym miał fb to bym napisał na fb, ale nie mam, więc napiszę to na tym cmentarzu, żeby jakoś się to zachowało.
Śniło mi się, że w telewizji był emitowany koncert Lao Che. Z tej okazji do mojego rodzinnego domu w Ciechanowie, przyjechało kilka osób z forum na oglądanie. Koncert zaczął się bez nich i tak najpierw poleciała Królowa w której były dwie basówki – Ryśka i Myszy. Później zaczęli grać Las Maquinas de la Muerte KNŻ i w tym momencie zobaczyłem, że przed dom zajechało czerwone Seicento Mrówka. Samochód ciągnął za sobą małą przyczepkę na której był dobrze umocowany ogromny plecak. Wyszedłem przed dom na przywitanie (z lekkim żalem, bo z telewizora wciąż słyszałem jak Spięty śpiewa Maszyny śmierci). Z samochodu wyszedł najpierw Czaro, który był jeszcze większy niż w rzeczywistości i powiedział mi, że ten plecak na przyczepce to jego, bo w bagażniku nie było na niego miejsca. Oprócz Czara z samochodu wyszła jego dziewczyna, później nati, adelka i jakiś chłopak którego nie znałem. Nati wyglądała jak nati, natomiast adelka była wysoka i dodatkowo nie lubiła zwierząt. Wiem to ponieważ mój pies wybiegł na przywitanie, a adelka od razu powiedziała, że jest głupi, kiedy spojrzałem na nią z wyrzutem, to się zreflektowała, że w sumie to może wcale taki głupi nie jest, ale ona nie lubi wszystkich zwierząt, więc jej się tak powiedziało. Weszliśmy do środka na koncert. Zdążyliśmy usłyszeć ostatnie dźwięki Maszyn śmierci, potem poleciały dwie piosenki z Prądu, ale nie pamiętam jakie. Przez cały koncert Czaro był na mnie zły, że nie mam odtwarzacza VHS, bo chciał wszystko nagrać. Później się okazało, że zapomniał wziąć kasety, więc nawet jakbym ten odtwarzacz miał to i tak by nic z tego nie było. Po napisach końcowych wyszliśmy przed dom na grilla. Miałem możliwość przez chwile porozmawiać z adelką, okazało się, że wraca do Warszawy i chce zostać uznaną pisarką. Rozmowę przerwał nam zapach dymu. Okazało się, że zapalił się kasztan, który stoi przed domem. Chciałem ugasić pożar motyką, a co ciekawe, udało mi się to. Tlącą się korę zgasił Czaro taką normalnych rozmiarów gaśnicą, którą nosił przy pasku spodni. Powiedział mi, że odkąd palił mu się trawnik zawsze tę gaśnicę nosi ze sobą. Pomyślałem, że to dobry pomysł i też przyczepiłem sobie do paska gaśnicę tyle, że mniejszą. Dość szybko zapadła noc i okazało się, że w sumie to chcielibyście przenocować. Moja mama z początku nie była bardzo przekonana do tego pomysłu, ale nati była dla niej taka miła, że się zgodziła.
Zlituj się, mówię do niego, czy ty rzeczywiście chcesz być takim jakim jesteś, zaproponować ludziom swoją osobę na miejsce Chrystusa?