Ciężko jest nadążyć za pomysłami na każdą kolejną płytę Lao Che. Najnowsza będzie... ścieżką dźwiękową do filmu, a muzycy zaangażują się w jego produkcję.
Lao Che przebywają obecnie w studiu nagraniowym, tworząc materiał na płytę numer 5. w dotychczasowej działalności. Jego członkowie znani są z tego, że zawartość każdej ich produkcji jest kompletnym zaskoczeniem. Nie inaczej ma być teraz. Co więcej, zespół już zaintrygował, i to podwójnie, zanim jeszcze opuścił studio.
- Niekonwencjonalnie wymyśliliśmy sobie, by nowy album jednocześnie był ścieżką dźwiękową do filmu fabularnego, a my włączymy się w jego produkcję - opowiada Mariusz "Denat" Denst, odpowiedzialny w LC za sample. - Decyzja, jak to u nas, zrodziła się demokratycznie. Nie chciałbym za wiele mówić o tym, bo realizacja pomysłu jest na razie na wstępnym etapie. Póki co, reżyser jest już wybrany. Za żadne skarby nie zdradzę teraz jego nazwiska. Powiem tylko, że nie jest tak znany jak Władysław Pasikowski. Ale też nie jest to gość z nurtu kina offowego bez żadnego dorobku. Podobnie będzie z aktorami, a na planie raczej nie pojawimy się my.
Jeśli chodzi o fabułę filmu, Denst od razu zaznacza, że nie chodzi o film historyczny ani też o horror. Dopiero po spotkaniu z tajemniczym reżyserem ma powstać dokładny scenariusz, ogłoszony też zostanie casting. Czy w Płocku? To okaże się niebawem. W każdym razie zespół chciałby dokonać podziału ról: skupić się głównie na muzyce, a reżyser na filmie. Według Densta, obraz miałby być opowieścią współczesną, w której nie zabraknie uniwersalnych uczuć, jak miłość czy nienawiść.
- Scenariusz nie musi być uzależniony od tekstów na nowej płycie i odwrotnie. To będą dwie rzeki, przenikające się, ale nie przeszkadzające sobie nawzajem - wyjaśnia Hubert "Spięty" Dobaczewski: wokalista, gitarzysta i autor tekstów. - Wcielenie w życie filmowego pomysłu naznaczone jest pewnym ryzykiem, wiemy to. Ale kieruje nami chęć ciągłego rozwoju, spróbowania czegoś nowego. Sami jesteśmy ciekawi, jak to wyjdzie.
Jeszcze jedną niespodzianką związaną z nowym albumem Lao Che jest osoba jego producenta. Został nim Eddie Stevens, klawiszowiec bardzo znanej i cenionej na świecie brytyjskiej formacji Moloko. "- Co tu kryć, dopisało nam szczęście - przyznaje płocczanin. - Oglądamy sobie na DVD zapis koncertu Moloko na festiwalu Pinkpop. Wspominany występ ich wokalistki, Roisin Murphy, na Open'erze. A tu dowiadujemy się, że Eddie Stevens nawiązał współpracę z polskim zespołem Paristetris. Spytaliśmy go więc, czy mogłoby dojść do naszego muzycznego spotkani. Eddie przysłał długiego maila wyrażającego duże zainteresowanie. Pisał, że zakopał się w poszukiwaniu informacji o nas, zaangażował w poznanie naszej muzycznej twórczości i bardzo mu się spodobało. Wkręcił się, po prostu.
Dobaczewski ostrzega od razu myślących już, że najnowsza płyta Lao Che będzie kopią dokonań Moloko czy Murphy. Jak mówi, Stevens jest muzykiem i producentem o szerokich zainteresowaniach muzycznych i instrumentalnych. - Chcieliśmy popracować z gościem z innego nurtu kulturowego. Jedno jest pewne: postaramy się, by kolejna płyta znów była zaskoczeniem i nikt nie wątpił, że to nasza robota - podkreśla.
Lao Che zamierzają opuścić studio na początku kwietnia. Premiera nowego albumu zapowiadana jest na jesień br.
Więcej...
http://plock.gazeta.pl/plock/1,35710,11 ... z1rFy3ubSy